Poprawność polityczna wkracza w obszar zwierząt domowych. Być może nie będzie można już określać kotów i psów mianem zwierząt domowych. Przynajmniej po angielsku. Według szefowej organizacji PETA, używanie angielskiego słowa pet (tłum. zwierzę domowe) uprzedmiatawia zwierzęta i sprawia, że są traktowane gorzej, niż byłyby traktowane, gdyby używano innego określenia.
Dlaczego słowo „pet” nie jest dobre?
Angielski pet niesie ze sobą wartość emocjonalną i jest tłumaczony jako „zwierzę trzymane w domu jako towarzysz i darzone uczuciem”. Niestety pet jest również słowem używanym potocznie jako określenie „zabawki”.
Do tego – pod względem gramatyki, pet to coś, co się posiada. Rzecz. I właśnie ta kwestia tak mocno przeszkadza Ingrid Newkirk, szefowej PETA, która chce, by słowo pet oraz samookreślanie się przez osoby trzymające zwierzęta w domach mianem właścicieli zostało zakazane.
Jeśli nie zwierzę domowe to co?
Skoro właściciel i zwierzę domowe wyszłyby z użycia, to jakie mamy alternatywy? Newkirk sugeruje nazwę towarzysz (eng. companion) na określenie zwierzęcia oraz ludzki (lub człowieczy) nadzorca (eng. human supervisor) zamiast właściciela. O ile towarzysz faktycznie brzmi dobrze, to ludzki nadzorca po polsku się nie sprawdzi, ale na szczęście mamy słowo opiekun które jest zresztą stosowane od dawna.
Czy PETA ma rację?
Czy potrzebujemy zmiany słów określających naszych pupili? Według Newkirk używanie słów, które uprzedmiotawiają zwierzęta sprawia, że łatwiej stają się one ofiarami agresji i nadużyć.
O ile w języku polskim słowo zwierzę domowe czy pupil wydają się neutralne, to faktycznie właściciel czy mówienie o sobie jestem Panią tego psa, uprzedmiatawia. Dlatego Wamiz zachęca do stosowania słowa opiekun – w końcu to właśnie robimy – opiekujemy się naszymi czworonożnymi przyjaciółmi. A oni nami!
Źródło: peta.org.uk,wamiz.de