Bezdomny piesek wpada na teren szkoły. Kiedy przyjeżdzają wolontariusze, sprawdzają się ich najgorsze przeczucia

Telefony do Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami z prośbą o interwencję w sprawie błąkających się psów nie są niczym nowym. Ale tym razem inspektorka instytucji miała przeczucie, że to będzie sprawa inna, niż zazwyczaj.
Przez
Opublikowano 31.07.2020, 12:03
Kilka dni temu Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, które prowadzi między innymi schronisko, dostało telefon z prośbą o interwencję. Telefonujący zgłosił, że na Bieżanowie, jednej z krakowskich dzielnic, znajduje się zabłąkany, chory pies, który potrzebuje pomocy.
Inspektorska intuicja
Pracownicy KTOZ niezwłocznie udali się na miejsce znalezienia psa. Inspektorka, która zajęła się sprawą, od początku miała przeczucie, że nie będzie to zwyczajna interwencja. Wydawało jej się bowiem, że osoba telefonująca pomyliła psa z lisem.
Kiedy ratownicy dotarli na Bieżanów, szybko okazało się, że intuicja inspektorki jej nie zawiodła. Na terenie okolicznej szkoły znalazł się lisek w bardzo ciężkim stanie, najprawdopodobniej ze świerzbem i nużycą.
Lisek schował się w krzakach, więc by mu pomóc najpierw należało go wypłoszyć i narzucić na niego siatkę. Ratownicy zadzwonili po dodatkową pomoc osób zajmujących się dzikimi zwierzętami m.in. z CentrumHodowlanego.pl.
Ratować czy skrócić cierpienie?
Kiedy w końcu udało się złapać lisa, ratownicy zdali sobie sprawę, w jak ciężkim jest stanie.
- (...) Pasożyt niszczył skórę. Oczy miał zamglone, pokryte ropą... – piszą pracownicy KTOZ na swoim facebookowym profilu.
Nie widząc szans na ratunek dla lisa, postanowiono skrócić jego cierpienie.
- Czasem trzeba dokonywać trudnych wyborów, które są lepsze dla zwierząt. Wiem, że pięknie by to wyglądało gdybyśmy napisali, że będziemy walczyć do końca.... Ale rozsądek i doświadczenie pokazuje nam, ile złego moglibyśmy zrobić próbując go ratować.