Buldog amerykański Jack od dłuższego czasu mieszka w schronisku Peaches Bully Rescue w Ohio. Nie jest mu łatwo znaleźć dom, bo zmaga się z poważną niepełnosprawnością, wynikającą z rozszczepu kręgosłupa. Ledwo chodzi i ciągle musi nosić pieluszkę. Potrzebuje stałej opieki.
Wszystko miało się zmienić w ubiegłym miesiącu, kiedy to w końcu pewna rodzina zdecydowała się na adopcję słodkiego buldożka.
Najwspanialszy dzień zamienia się w koszmar
Szczęściu nie było końca. Gdy nadszedł dzień odbioru, Jack został uroczo ubrany w strój zielonej żabki i cierpliwie czekał na swoją nową rodzinkę. Pracownicy schroniska zabrali pieska w miejsce umówionego spotkania w Westchester.
Ale na miejscu nie było nikogo. Minął kwadrans studencki, 20 minut, 30 minut… Po 40 minucie zdali sobie sprawę, że rodzina, która miała adoptować Jacka, już się nie zjawi.
Pracownicy schroniska dzwonili do nich, ale nikt nie odbierał. Telefon był wyłączony, komunikatory w mediach społecznościowych głuche. Jakby zapadki się pod ziemię! Albo po prostu zrezygnowali i nie mieli jaj, żeby o tym poinformować. Co za podłość!
Musicie sobie wyobrazić smutek, jaki panował w samochodzie w drodze powrotnej do schroniska… Ta historia przypomina "ghosting" - niechlubny randkowy trend, który polega na nagłym zerwaniu kontaktu przez jedną ze stron.
Historia Jacka została zamieszczona w mediach społecznościowych i spotkała się z gigantycznym odzewem. Słowa wsparcia wysłali ludzie z całego świata: z Europy, Azji, Australii, obu Ameryk. Wszystkim jest bardzo żal maluszka. Wszystkim, tylko nie ludziom, którzy zadeklarowali adopcję.
Od tamtej pory schronisko dostało kilkaset zgłoszeń o adopcję Jacka. Mamy nadzieję, że tym razem udało się znaleźć pieskowi kochający dom, na który z pewnością zasługuje.