Do tragedii doszło latem zeszłego roku we wsi Iznalloz w pobliżu hiszpańskiej Granady. Pewnego ciepłego wieczoru rodzina postanowiła wyjść na spacer na łono natury, by podziwiać zachód słońca.
Spacerowiczom towarzyszyły ich ukochane psy, dwa yorki i uroczy kundelek o imieniu Leon. Czyż jest lepszy sposób na relaks dla czworonogów niż zastrzyk rześkiego powietrza w lesie?
Strzały w lesie
Niestety, to, co się miło zaczęło, jak w najgorszym thrillerze przerodziło się w koszmar.
Od rozpoczęcia sezonu łowieckiego minęło zaledwie kilka dni. Według andaluzyjskiego prawa, w Granadzie można było polować w czwartki, soboty, niedziele i święta. Tragedia miała miejsce jednak 11 sierpnia… we wtorek.
Ponieważ był to znany psom teren, zostały spuszczone ze smyczy, by mogły się wyszaleć. I wtedy rodzina usłyszała strzał, a potem jeszcze jeden. Kobiety zaczęły wołać psy, ale Leon nie wrócił.
Mama i ciotka Eleny przeczesały teren, ale nie znalazły psiaka. Nawet jego ciała!

Rodzina zgłosiła sprawę na policję, ale niestety nie za bardzo ich obszedł los zaginionego szczeniaka.

Od tamtego tragicznego zdarzenia minęło już pół roku. Rodzina nadal nie wypuszcza pozostałych psów ze smyczy, choć sezon łowiecki się już skończył. Ich postawa nie dziwi, w końcu strzały padły w dzień tygodnia, kiedy polowanie było zabronione.
Kiedy będzie można spacerować z psami po lesie bez obawy, że myśliwy odbierze czworonogowi życie?