„Umrzeć – tego nie robi się kotu”… Te słowa wiersza Wisławy Szymborskiej są jakże prawdziwe w niestety wciąż licznych przypadkach porzucenia zwierząt przez spadkobierców ich zmarłych opiekunów. W takiej sytuacji znalazła się Cinnamon – kotka niegdyś kochana przez dwoje starszych ludzi. Gdy jej opiekunowie zmarli, straciła wszystko.
Kotka, która straciła wszystko
17-letnia Cinnamon prawie całe życie spędziła ze swymi opiekunami – małżeństwem w podeszłym wieku. Gdy staruszkowie odeszli, kotka nagle stała się więźniem we własnym domu. Spadkobiercy traktowali ją źle, przeganiali kijami, bili. W końcu trafiła do domu tymczasowego.
Cinnamon przez pierwsze kilka miesięcy bardzo źle znosiła pobyt w nowym miejscu. A może po prostu jej zaufanie zostało zawiedzione już zbyt wiele razy.
Unikała ludzi, chowała się, nie pozwalała się dotykać. Patrzyła z wyrzutem… Panicznie bała się miotły. Na domiar złego zdiagnozowano u niej nowotwór trzustki. To za sprawą guza zaczęła łysieć. Wydawało się, że nie będzie już dla niej nadziei, że się podda.
Promyk nadziei
Po pewnym czasie Cinnamon nabrała zaufania do jednej tylko osoby – starszej wolontariuszki Katie. I, choć dotychczas jedyną przyjemnością w życiu kotki było wygrzewanie się w promieniach słońca przy oknie, wolontariusze zauważyli, że podczas ich nieobecności Cinnamon zaczęła się bawić. Ułożone przez nich zabawki zmieniały miejsce, były rozrzucone po podłodze.
Wreszcie pewnego dnia kotka pozwoliła się pogłaskać wolontariuszce, która za wszelką cenę chciała zapewnić jej godną jesień życia. Lody zostały przełamane. Kotka zaczęła przymilać się do wszystkich osób, które znała, bawiła się, czekała na kontakt. Jak bardzo musiała tęsknić za odrobiną czułości!
Nie wiadomo, ile czasu zostało jeszcze Cinnamon. Wiemy natomiast, że mimo wieku i choroby kotka walczy, ma ochotę żyć i na pewno nie będzie samotna w swych ostatnich chwilach.
Źródło: TheOrphanPet.com