Dwa miesiące po śmierci ukochanego kota Parminder Singh przekonał się, że życie naprawdę potrafi płatać figle.
Kiedy był pewien, że już nigdy nie pozwoli sobie pokochać zwierzaka tak mocno, na jego progu pojawił się nowy, tajemniczy gość.
Gdy serce pęka po stracie…
Kiedy Parminder Singh musiał pożegnać swojego kociego przyjaciela o imieniu Caramel, wraz z rodziną byli pewni: nie chcą już więcej takiego bólu.
Choć swój dom były pracownik top managementu w firmie Google dzielił jeszcze z psem Wafflesem, to pustka po Caramelu wydawała mu się nie do wypełnienia. Jednak los bywa nieprzewidywalny.
Pewnego dnia na progu domu pojawił się nowy kot – bezimienny, cichy, trochę nieśmiały. Okazało się, że jego poprzedni opiekunowie zachorowali i kot nagle stał się bezdomnym. Parminder zaczął go dokarmiać, ale nie spodziewał się, jak silna więź stworzy się w zaledwie kilka dni.
Magia czy przypadek?
Pewnego dnia nowy kot usiadł dokładnie tam, gdzie zwykł siadywać Caramel. Cała rodzina zwątpiła, czy to tylko przypadek. Internet zareagował gwałtownie: ludzie pisali, że historia jest magiczna, a nowy kot to… znak od wszechświata.
Kot nie rezygnował, przychodził codziennie i w końcu się zadomowił. Otrzymał nowe imię - Panda. Jak zażartował Parminder: „Jesteśmy już blisko bycia zaadoptowanymi przez kota!”.
Pod postem o dziwnym zrządzeniu losu wypowiadało się wielu internautów. Wielu podkreślało to, że to naprawdę nietypowa sytuacja i możliwe, że to Caramel czuwa nad swoja rodziną za pomocą nowego kota.
Odezwał się nawet znany w USA kardiolog, który przyznał, że koty mają w sobie coś naprawdę mistycznego. Czy nasze ukochane zwierzęta odchodząc, zostawiają nam znaki? A może to po prostu magia codzienności?