W pierwszej chwili zignorowała odgłos, uznając, że to pewnie zepsuta zabawka wyrzucona przez dziecko do zielonego kosza na śmieci. Jednak coś – instynkt, przeczucie, a może zwykła ciekawość – kazało jej podejść bliżej.
Szok w samym sercu parku
Kiedy zajrzała do kosza, zamarła. W środku, w plastikowej torbie obciążonej cegłą, leżało maleńkie, jednodniowe szczenię. Drżące, samotne, ledwo żywe.
Helen nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Delikatnie wyjęła malucha i natychmiast zabrała go do domu.
Walka o życie
W domu czekały na nią jej dwie córki, które bez wahania rzuciły się do pomocy. Napoiły maleństwo i ogrzały je, podczas gdy Helen próbowała dodzwonić się do weterynarza. Liczyła się każda minuta.
Szczenię było tak młode, że nie miało nawet otwartych oczu.
To, że malec przeżył, graniczyło z cudem. Helen zazwyczaj nie biegała tą trasą. Tego dnia wybrała ją tylko dlatego, że padał deszcz i chciała uniknąć błotnistych ścieżek.
Co więcej, kiedy mijała kosz na śmieci, przez chwilę wahała się, czy w ogóle podejść. Ostatecznie zrobiła to dzięki przeczuciu, które, jak się okazało, uratowało życie.
Nowy początek
Szczenię trafiło pod opiekę lekarza weterynarii, który zajął się nim we własnym domu. Na szczęście maluch nie miał żadnych widocznych obrażeń.
Dziś czuje się dobrze, nabiera sił i najpewniej szybko znajdzie kochający dom. Jego poruszająca historia obiegła lokalne media, a chętnych do adopcji nie brakuje.
