Wszystko zaczęło się od telefonu od spanikowanej kobiety, która zauważyła kota balansującego na krze jeziora. Zwierzak znajdował się ponad 10 metrów od brzegu i krążył po niewielkim kawałku lodu. Sytuacja stawała się coraz bardziej niebezpieczna, a lód zaczynał pękać.
Gdy policja dotarła na miejsce, otrzymała kolejne, niepokojące wieści - zwierzak wpadł do wody. Funkcjonariusze obawiali się, że nie zdążą na czas, aby go uratować.
Interwencja bohaterów
Na szczęście na miejscu było już dwóch świadków. Jeden z mężczyzn wsiadł do łódki pozostawionej na brzegu jeziora, a drugi pomógł wypchnąć łódź na zamarzniętą taflę. Zwierzak został szybko przetransportowany na brzeg, wytarty i owinięty w koce.
Ratunek w ostatniej chwili
Kiedy ratownicy dotarli do kota, zwierzę było bardzo osłabione – zszokowane trzęsło się z zimna. Natychmiast przewieziono go do weterynarza. Temperatura ciała kota była tak niska, że nie dało się jej zmierzyć za pomocą termometru.
Właściciel kota odnaleziony
Po kilku godzinach intensywnych poszukiwań, właściciel kota skontaktował się z policją. Okazało się, że kot o imieniu Tiki uciekł z domu w jedną z nocy. Co więcej, kocurek miał 20 lat oraz był ślepy. Właściciel przypuszczał, że kot mógł zostać wypędzony na jezioro przez drapieżnika i przez całą noc utknął na krze.
"Cud od początku do końca"
Funkcjonariusze, którzy brali udział w akcji, nie kryli wzruszenia i radości z zakończenia tej dramatycznej historii. – To cud od początku do końca. Bez wątpienia nie zdążylibyśmy uratować tego staruszka, gdyby nie pomoc świadków – powiedzieli.
Po intensywnej opiece weterynaryjnej, Tiki wrócił do swojego właściciela, który nie mógł uwierzyć, że jego ukochany kot przeżył tę niebezpieczną przygodę.