Po interwencji na drodze i udzieleniu zwierzęciu pomocy weterynaryjnej pracownicy schroniska zostali zaatakowani, a sprawa wymagała interwencji żandarmerii.
Chcieli odebrać kota, ale odmówili pokrycia kosztów leczenia
Po przewiezieniu kociaka do weterynarza okazało się, że nie miał on mikroczipu, co oznaczało brak oficjalnego właściciela. Schronisko podjęło się jego leczenia i chipowania. Następnego dnia zaczęły się problemy – zadzwoniła osoba twierdząca, że zna właścicielkę kota i chce go odebrać.
Schronisko wyjaśniło procedurę: skoro leczenie i chipowanie zostały opłacone przez organizację, zwierzę może wrócić do właścicielki, jeśli ta pokryje koszty opieki weterynaryjnej. Odpowiedź wywołała lawinę agresji.
Groźby, atak fizyczny i interwencja żandarmerii
W ciągu jednego dnia schronisko otrzymało dziesiątki telefonów i wizyt, a niektórzy „interesanci” stawali się coraz bardziej agresywni. Doszło nawet do fizycznego ataku na pracowników, co zmusiło schronisko do wezwania żandarmerii i złożenia oficjalnej skargi.
Mimo napiętej sytuacji organizacja postępowała zgodnie z prawem – odczekała 8 dni, dając właścicielce czas na dopełnienie formalności. Nikt jednak nie podjął żadnych działań, więc po 12 dniach kociak oficjalnie stał się podopiecznym schroniska i został przeznaczony do adopcji.
Właścicielka, najwyraźniej nie chcąc wydać ani grosza na odzyskanie swojego zwierzaka, nadal nęka schronisko i publikuje oszczerstwa. W poście w mediach społecznościowych z 9 marca 2025 roku schronisko opisało historię tej niezwykłej akcji ratunkowej, aby potępić brak szacunku, z jakim spotykają się jego pracownicy, i przypomnieć, że czipowanie zwierząt jest obowiązkowe i nikt nie stoi ponad prawem.