W czerwcu dwa lata temu w południowo-zachodnich Niemczech w pobliżu niewielkiej wsi Waldgrehweiler rodzina znalazła przy drodze dwa opuszczone kocięta. Natychmiast zatrzymali się, by im pomóc.
Wkrótce nadjechał drugi samochód, a kierująca nim kobieta, widząc, że coś się stało, również się zatrzymała.
Zaczęła się narada, co począć z dwoma maluszkami. Zdecydowano, że rodzina weźmie jednego kota, a kobieta drugiego.
Kiedy kobieta zamieściła na Facebook'u zdjęcie przygarniętego, słodkiego kociaka, zaczął się dramat. Gdy post dotarł do organizacji zajmującej się dziką przyrodą Wildtierhilfe Kaiserslautern, jej pracownicy musieli natychmiast interweniować.
Nieznajomość prawa szkodzi
Okazało się, że rzekomy kot domowy to tak naprawdę dziki kot – żbik europejski – znajdują się pod ścisłą ochroną. Jego życie pośród ludzi jest zagrożone. Karmiony mlekiem i karmą dla kotów może ciężko zachorować, a nawet umrzeć. Pracownicy Wildtierhilfe Kaiserslautern zabrali kota od kobiety i zaczęli poszukiwania rodziny, która zabrała drugiego zwierzaka.
Organizacja postawiła całe Niemcy na głowie. Szukano małego żbika przez radio, telewizję i media społecznościowe. Po niemal tygodniu wolontariuszka organizacji Karsten Tide ustaliła miejsce pobytu drugiego maluszka.
Zwierzak został odebrany i przewieziony do najbliższej Stacji Ochrony Zwierząt TIERART. Niestety, powrót kociąt do matki był już niemożliwy ze względu na zbyt długi czas, który upłynął od rozstania. Małe żbiki mogły wrócić na łono natury dopiero po kilku miesiącach.
Jeśli znajdziecie opuszczone zwierzę i nie macie pewności, co to jest, skontaktujcie się z najbliższym ośrodkiem zajmującym się dziką przyrodą. Szare cętki na sierści mogą oznaczać, że macie do czynienia ze żbikiem, a nie kotem. Dokładna ilość żbików mieszkających na terenie Polski nie jest znana. Nie przekracza jednak 200 osobników na terenie województwa podkarpackiego i części Małopolski.