Szymon Hołownia żyje na pełnych obrotach. Były prezenter telewizyjny, mianowany niedawno marszałkiem Sejmu, nie narzeka na brak obowiązków.
Mimo politycznych zobowiązań, na Facebooku polityka znalazł się wpis dotyczący życia z psami.
Miłośnik zwierząt
Szymon Hołownia nie ukrywa, że kocha zwierzęta. W jednej ze swoich książek, „Boskie zwierzęta”, zastanawiał się nawet nad tym, czy nasi czworonożni przyjaciele idą do Nieba.
W lipcu odszedł pies rodziców Hołowni, Wania. Po kilku tygodniach na drugą stronę Tęczowego Mostu trafiła sunia Żelka, a 24 listopada dołączył do nich Dziuniek.
- To najpierw był mój pies. Przywiozła go ze wsi pod Sokołowem znajoma, bała się o jego przyszłość tam, gdzie był. Został Dziuńkiem, bo „Pierdziuniek” (nietrudno domyśleć się pochodzenia tego przezwiska) był mało wygodny w użyciu. To był charakterny szczeniak. Bez agresji, ale z uporem 200. Jak podczas spaceru miał ochotę usiąść pod jakąś bramą i pooglądać szalejącego z drugiej strony na ten widok psa - siedział kwadrans i nie było siły, by go ruszyć - wspomina polityk.
Psiak źle znosił nieobecność zabieganego Hołowni, dziennikarz postanowił więc, aby na stałe oddać go rodzicom.
- (…) uznaliśmy, że lepiej będzie mu u moich rodziców. Pół roku na wsi, bycie oczkiem w głowie 24/7. Oni go kochali, i on ich kochał. Psi raj - tłumaczy.
Został mu już tylko Grafit
Z tej całej gromadki politykowi został już tylko Grafit.
- Choruje, ale jakoś się trzyma. Z tymi naszymi psami, z tym ich za krótkim życiem to naprawdę zostało źle pomyślane, coś tu jest cholernie nie tak… - podsumował Hołownia.