Kiedy Michael Martin usłyszał ujadanie swojego psa i zaniepokojony wyszedł na podwórko, nie przypuszczał, że kolejne minuty będą walką na śmierć i życie. Jego oraz jego ukochanego psa Teddy’ego.
Teddy to uroczy golden retriever, który bardzo odpowiedzialnie traktuje opiekę nad stadkiem kaczek mieszkających na ogrodzonym podwórku, na farmie Martina w Maine (USA). Kiedy na jego terenie pojawił się intruz, pies nie wahał się ani chwili i natychmiast zaczął warczeć.
Łuk i kij nie pomagają
Tym intruzem był lis, który najwyraźniej miał ochotę przekąsić co nieco z hodowli Martina. Teddy natychmiast stanął w obronie stada, ale walka dwóch zwierząt nie przynosiła rezultatu. Michael Martin kiedy tylko usłyszał szczekanie psa, natychmiast pobiegł mu na ratunek.
Początkowo próbował odgonić lisa kijem, a następnie sięgnął po łuk. Niestety lis był sprytny i schował się pod gankiem. Kiedy mężczyźnie skończyły się strzały, wsiadł do samochodu i pojechał kupić amunicję.
W głębi serca miał nadzieję, że lis sam ucieknie. Kiedy wrócił, zwierzę nie tylko było nadal na posesji, ale jak tylko Martin wysiadł z auta, lis zaczął go gonić.
Mężczyzna był przerażony. Ubrany jedynie w dresy poczuł, że nie ma nic do stracenia. Zdecydował się zastrzelić dzikie zwierzę.
Ten lis był chory na wściekliznę!
Kiedy w końcu pokonał intruza, zawiózł go do weterynarza. Sekcja zwłok ujawniła, że lis był chory na wściekliznę. Martin, który został pokąsany przez wściekłego lisa, musiał więc przejść całą serię bolesnych zastrzyków. Wścieklizna jest bowiem choroba śmiertelną, a na zastrzyk, który uchroni pogryzionego przed chorobą, jest bardzo mało czasu.
Teddy na szczęście okazał się bez najmniejszego zadrapania. Nie grozi mu więc choroba. Gdyby jednak jego opiekun nie wyszedł mu na ratunek, sytuacja mogłaby wyglądać zdecydowanie inaczej.