Jedno, nieco zamazane nagranie wystarczyło, by przez kilka dni Niemcy z zapartym tchem śledziły doniesienia o grasującym w okolicach jeziora Geiseltal drapieżniku. Widać na nim zwierzę, które przemyka chyłkiem przez krzaki.
Wideo nagrane przez pracownicę administracji powiatowej, na którym widać skradające się zwierzę, wyglądało przekonująco. Tak naprawdę nawet zbyt przekonująco. W poniedziałek klip trafił do internetu i wywołał lawinę reakcji.
Czy to możliwe, że po okolicy grasuje prawdziwa puma?
80 procent pewności rozpętuje panikę
Sabine Faulstich, szefowa wydziału porządku publicznego w powiecie, mówi we wtorek w rozmowie z MDR SACHSEN-ANHALT o „osiemdziesięcioprocentowym prawdopodobieństwie, że jest to puma”.
To stwierdzenie wystarczyło: Policja, straż pożarna, drony, helikopter, całe zastępy ratowników i wolontariuszy.
W miasteczku ogłoszono stan gotowości, aplikacje wysyłają ostrzeżenia do mieszkańców, psy chodzą na krótkiej smyczy, a spacery zostają odwołane.
Służby zakładają scenariusz jak z filmu: jeśli puma się pojawi, zostanie uśpiona i przewieziona do zoo w Halle.
Dlaczego ostrzeżenie pojawiło się tak późno?
Pierwsza obserwacja zwierzęcia pochodzi z piątku, ale ostrzeżenie wystosowano dopiero w poniedziałek. Powód był prosty. Pracownica, która nagrała wideo, początkowo nie była pewna tego, co widziała i zgłosiła swoją obserwację dopiero kilka dni później.
Kiedy kolejni obywatele, łącznie sześć osób również zaczynają zgłaszać to, że widzieli pumę, sytuacja wymyka się spod kontroli.
Gdzie jest puma...?
Choć działania są zakrojone na szeroką skalę, po dzikim kocie nie ma śladu. Żadnych odcisków łap, żadnych śladów sierści, żadnego tropu. Zoo i cyrki nie zgłaszają zaginionego zwierzęcia.
Podejrzewa się, że ktoś hodował pumę nielegalnie, ale i ten trop się urywa.
Punkt zwrotny: drugie wideo
W środę pojawia się kolejne nagranie, które zmienia wszystko i rujnuje marzenia niektórych mieszkańców o dzikim lokatorze pobliskiego lasu.
Burmistrz Steffen Schmitz oficjalnie odwołuje alarm: Zwierzę jest znacznie mniejsze, niż początkowo zakładano. Scena z oryginalnego wideo została ponownie sprawdzona i okazało się, że domniemany drapieżnik to po prostu ... duży kot domowy (z naprawdę wielkim ego)!
Rzeczniczka powiatu Susanne Lange komentuje trzeźwo: „Nie wiemy, co to było za zwierzę. Nie możemy jednak wykluczyć, że była to po prostu... domowa kotka.”

Śmiech zamiast strachu
W miasteczku Braunsbedra mieszkańcy podeszli się do sprawy z humorem. Przedsiębiorczy restauratorzy stworzyli nawet burgera „Puma” na wynos, a „drapieżnik” z podwórka zyskuje status lokalnej gwiazdy.
Vanessa, 23-letnia pielęgniarka, mówi z ulgą: „Cieszę się, że ten koszmar się skończył. Wreszcie mogę spokojnie chodzić na spacery z moim psem.”