Stowarzyszenie Indie's World, działające na rzecz ochrony zwierząt na Mauritiusie, kolejny raz pokazało, że nie zostawia swoich podopiecznych bez opieki – nawet po adopcji.
Gdy otrzymali sygnał, że dwa adoptowane psy, Chasseur i Ears, są źle traktowane, natychmiast wkroczyli do akcji. Ich wizyta u właścicielki została nagrana, a poruszające wideo szybko obiegło media społecznościowe.
Mauritius: raj dla turystów, piekło dla psów
Na tej egzotycznej wyspie problem bezdomnych zwierząt jest ogromny. Według raportu ze stycznia 2025 roku, na Mauritiusie żyje ponad 300 tys. bezpańskich psów.
Brakuje systemowych działań, takich jak powszechna sterylizacja, a odpowiedzialność za los zwierząt często spada na barki niewielkich organizacji pozarządowych. Indie’s World to jedno z takich stowarzyszeń – prowadzą schronisko dla około stu psów i nieustannie walczą o lepsze życie dla swoich podopiecznych.
Obiecujący początek, dramatyczne zakończenie
Chasseur i Ears, dwa psy o łagodnym usposobieniu, trafiły do nowego domu, gdzie miały dzielić życie z innym psem i kochającą rodziną. Niestety, sielanka nie trwała długo.
Po kilku tygodniach Indie’s World zaczęło otrzymywać niepokojące sygnały. Po weryfikacji okazało się, że psy są wychudzone, zaniedbane i chore – każdy z nich stracił około 10 kg.
Konfrontacja i ratunek
Wolontariusze postanowili działać natychmiast. Udało im się odebrać psy i skonfrontować się z właścicielką, która – mimo ewidentnych zaniedbań – nie poczuwała się do odpowiedzialności.
Całe zajście zostało udokumentowane na wideo, które pokazuje zarówno dramat psów, jak i bezsilność działaczy wobec ludzkiej obojętności.
Powrót do schroniska i nowe nadzieje
Chasseur i Ears wróciły pod opiekę stowarzyszenia, gdzie natychmiast otrzymały pomoc weterynaryjną, karmę i wsparcie, którego tak bardzo brakowało im w adopcyjnym domu.
Pracownicy Indie’s World nie kryją emocji – czują się winni, mimo że przeprowadzili wszystkie standardowe procedury adopcyjne. Jak sami piszą: „Błędy się zdarzają. Nie popełnia ich tylko ten, kto nic nie robi”.