To miał być zwykły, poranny trening w górach. 64-letni Grant Lamont z Whistler w Kanadzie wyruszył na ulubiony szlak rowerowy Danimal North Trail.
Towarzyszyła mu jego pięcioletnia suczka, Catahoula Leopard o imieniu Beans. Nie przypuszczał, że chwilę później znajdą się o krok od tragedii.
Ostrzegawcze warczenie
W połowie trasy Beans nagle zaczyna warczeć. To sygnał, którego Grant nie lekceważy – i słusznie. Dosłownie po kilku sekundach ze zbocza góry zbiegają dwa kojoty. Zwierzęta zbliżają się szybko i bez wahania, celując w psa.
„To wyglądało jak scena z filmu akcji” – wspomina później Lamont.
Walka o przetrwanie
Mężczyzna każe suczce zostać przy sobie i próbuje jechać dalej, ale kojoty nie rezygnują. Ścigają rowerzystę i jego psa aż niemal do końca szlaku. W pewnym momencie jeden z drapieżników staje się szczególnie agresywny – kieruje wzrok prosto na Beans.
Grant zatrzymuje się, zsiada z roweru i instynktownie chwyta duży kamień. Mając rower jako barierę, rzuca w kojota – i trafia w głowę! To wystarcza, by oba zwierzęta na chwilę się wycofały.

Wyścig z czasem
Lamont i Beans pędzą w stronę samochodu, wciąż czując na sobie spojrzenia drapieżników. Dopiero przy aucie oboje mogą odetchnąć.
„Nie jechałem tak szybko od dziesięciu lat” – żartuje mężczyzna. „Ale Beans była szybsza i dotarła do samochodu pierwsza”.
Ostrzeżenie dla mieszkańców
Lamont natychmiast zgłasza incydent władzom. Dwa dni później gmina Whistler publikuje oficjalne ostrzeżenie o agresywnych kojotach w rejonie kilku szlaków. Według ekspertów zwierzęta w tym okresie roku częściej bronią swojego terytorium, młodych lub źródeł pożywienia.
Służby apelują, by spacerowicze i rowerzyści trzymali psy blisko siebie i zachowali szczególną ostrożność.
