W listopadzie ubiegłego roku, na lotnisku JFK, na którym rocznie odprawianych jest około 50 mln pasażerów (dla porównania w Warszawie niecałe 15 mln) pracownicy kontroli bezpieczeństwa znaleźli niezwykłą zawartość bagażu podręcznego. Okazał się nią rudy kot.
Kiedy zobaczyli na skanerze żywy obiekt, zaniemówili. Po otwarciu bagażu okazało się, że to kot! Jak on tam się znalazł? Czyżby opiekun chciał go przemycić? Ależ skąd. Okazało się, że to nie jest nawet kot osoby, która wybierała się w podróż.
Rudzielec wślizguje się do bagażu
Kot okazał się należeć do innego domownika. Najwyraźniej podczas pakowania niepostrzeżenie wszedł do walizki i zasnął, a potem nie odezwał się przez całą drogę na lotnisko!
Kota udało się odtransportować do domu tak, by pasażer nie spóźnił się na lot.
Dobrze, że pracownicy służby bezpieczeństwa sprawdzili dokładnie bagaż, strach pomyśleć co stałoby się, gdyby podręczny bagaż pasażera znalazł się w luku bagażowym! Co przecież nierzadko się zdarza. Nagłe miauczenie w kabinie również mogłoby mocno zdziwić i załogę i pasażerów.
Na szczęście wszystko dobrze się skończyło!
Zobacz też: