Ta niezwykła historia prosto z Brazylii wzbudza cały wachlarz emocji: od złości i smutku, przez szok aż po radość i zachwyt. Bo jak w dobrym filmie pokazuje, że dla miłości nie ma żadnych granic.
Historia zaczyna się w momencie, kiedy samica oposa zostaje śmiertelnie raniona przez pewnego psa i tym sposobem osieraca gromadkę oposiątek.
Jak się potem okazało, rzeczony pies należał do wuja trenerki zwierząt - Stephanie Maldonado, która, usłyszawszy o tragicznym zdarzeniu, postanowiła znaleźć dla osieroconych oposów miejsce w jakimś brazylijskim rezerwacie dzikiej przyrody. Niestety, bezskutecznie. Dlatego sama zdecydowała się adoptować maluchy. Nie sądziła jednak, że będzie miała “konkurencję”.
Niedługo po przygarnięciu oposiątek suczka Stephanie o imieniu Petinha zakochała się w maluchach bez pamięci i postanowiła je wychować jak swoje dzieci. Od tamtej pory opiekuje się nimi z autentyczną matczyną miłością, a do zadań Stephanie należy tylko karmienie oposiątek.
Kiedy wesoła gromadka wychodzi na spacery, sąsiedzi nie mogą wyjść ze zdumienia. Suczka Petinha jakby nigdy nic na swoich plecach nosi “szczenięta” zupełnie innego gatunku. Pewnie w ten sposób chce im zapewnić bliskość, jaką zwykle oposy dostają od swojej mamy: przez pierwsze 70-125 dni są przez nią noszone w… torebce.
Co prawda psy torby nie mają, ale od czego w końcu są plecy, jak nie od noszenia kogoś na barana (oposa)? ;)