Nigdy nie mów nigdy - głosi powiedzenie, a dowodem na jego słuszność jest historia Margaret Cooke z Peabody w amerykańskim stanie Massachusetts oraz jej kota Mini Maxa.
Trudno uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę
Pewnego dnia ten śliczny biało-szary kiciuś przepadł na dobre. Ból Margaret zrozumieją tylko ci, których zwierzęta zaginęły bez śladu.
Jak do tego doszło? Mini Max, jak niemal każdy kot, lubił obserwować wszystko, co dzieje się za oknem. Trzeba jednak uważać, by okno było zamknięte lub zabezpieczone siatką, jeśli mamy pod opieką czworonoga. Koty naprawdę bywają kreatywne no i potrafią się zmieścić w mniejsze od siebie szczeliny.
No i niestety. Mini Max wypadł z okna na trzecim piętrze i albo uciekł, albo ktoś go zabrał. Margaret szukała swojego ukochanego zwierzaka, ale niestety - bez skutku.
Mijały lata, a Margaret wciąż nie traciła nadziei, że jej kotek się odnajdzie. A w międzyczasie pomagała innym kotom z sąsiedztwa, lokując w nich ogromne pokłady miłości.
Aż pewnego dnia, sześć lat później, kobieta dostała telefon. Okazało się, że w pobliskim miasteczku został znaleziony bezdomny kot, który - jak wskazuje czip - należy do niej. Możecie sobie tylko wyobrazić poruszenie i radość Margaret.
Jak się okazało, Mini Max przeżył upadek właściwie bez szwanku, ale przestraszony traumatycznym wydarzeniem, po prostu uciekł.
Na szczęście już jest w objęciach swojej opiekunki. Jak to dobrze, że miał wszczepiony czip!