Interwencja przeprowadzona w legalnie działającej hodowli przez Fundację Cane Corso Rescue Poland i TOZ szokuje.
O ile zaniedbania w pseudohodowlach są na porządku dziennym, to w legalnie działających warunki przebywania psów są z reguły dobre. Tu jednak psy przeżywały prawdziwe piekło.
Zarejestrowana hodowla a w niej dramat psów
Po raz pierwszy o możliwych zaniedbaniach dowiedziała się jedna z fundacji zajmująca się psami rasy bullmastiff. Wpłynęło do niej anonimowe zgłoszenie, z którego wynikało, że w prywatnej hodowli może dochodzić do zaniedbań. Fundacja skontaktowała się z białostockim TOZ.
W czasie interwencji okazało się, że rzeczywistość jest jeszcze bardziej dramatyczna, niż się spodziewano.
Wszystkie 10 psów przebywających w hodowli prowadzonej przez 60-letnią kobietę, było w złym stanie. Wychudzone, zaniedbane, z widocznymi chorobami skóry. W nieczyszczonych pomieszczeniach, bez ogrzewania (zimą) i bez świeżej wody.
Psy, które normalnie ważą około 70 kg ważyły zaledwie połowę swojej prawidłowej masy. Były tak wychudzone, że niektóre nie mogły się poruszać, a na ciele miały odleżyny.
W ramach prac śledczych okazało się, że hodowla, choć legalna i zarejestrowana, od jakiegoś czasu nie prowadziła sprzedaży psów, a właścicielka nie wpuszczała do domu nikogo. Najprawdopodobniej zdawała sobie sprawę z tego, w jak złym stanie są zwierzęta i obawiała się konsekwencji.
Jedna suczka nie przeżyła
Zwierzęta natychmiast zabezpieczono. Niestety dla jednej z suczek było już za późno. W kilka dni po odebraniu z hodowli odeszła za tęczowy most.
Sprawą hodowli zajmuje się obecnie Prokuratura Rejonowa w Białymstoku. Właścicielka otrzyma zarzuty znęcania się nad zwierzętami i odpowie karnie za doprowadzenie psów do takiego stanu. Mimo iż nie przyznaje się do winy, to zebrane materiały dowodowe wystarczą, by postawić jej zarzuty.
Jak mówi Anna Jaroszewicz z TOZ w Białymstoku, ta sytuacja pokazuje, że nawet w legalnie działających hodowlach potrzebne są regularne kontrole.